Z dziejów budowy domów Spółdzielni (1927-1932)

autor: Monika Kuhnke

„Spółdzielnia Budowlano-Mieszkaniowa Urzędników Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z odpowiedzialnością udziałami”, bo tak brzmiała pierwotna nazwa dzisiejszej Spółdzielni „Szare Domy”, wciągnięta została do Rejestru Spółdzielni Sądu Okręgowego w Warszawie dnia 19 stycznia 1927 r. Półtora roku później udało się pozyskać odpowiednią działkę położoną na terenie Mokotowa, ograniczoną ulicami: Akacjową (od zachodu), Rakowiecką (od północy) i Fałata (od wschodu). Od południa zamykała ją wąska uliczka Wrzosowa (dziś nieistniejąca).

Widok od ul. Rakowieckiej

Widok od ul. Rakowieckiej

Zaraz po nabyciu terenu Zarząd Spółdzielni ogłosił konkurs architektoniczny, w wyniku którego sporządzenie projektów i nadzór nad budową powierzono Janowi Stefanowiczowi. Na prostokątnej działce architekt zaproponował wzniesienie trzech budynków o zwartej bryle i prostej formie oraz doskonałym układzie funkcjonalnym. Od ulicy Rakowieckiej (i jako pierwszy) wzniesiony został budynek o czterech kondygnacjach mieszkalnych i dodatkowej wysokiej kondygnacji przyziemia mającej pomieścić (od strony ulicy) sklepy oraz pomieszczenia gospodarcze. Dziesięcioosiowa elewacja frontowa skomponowana została symetrycznie, z loggiami balkonowymi na osiach środowej i skrajnych, zaakcentowanymi wycofaniem ścian budynku. Otwory okienne zamknięto betonowymi, otynkowano na biało belkami nadproży, co tworzyło ciekawy kontrast z szarą cegłą, jaką obłożony został budynek. Od strony podwórza Stefanowicz zaproponował podobne, symetryczne opracowanie elewacji, podkreślone dodatkowo linią wysokiego komina, biegnącego przez wszystkie kondygnacje.

Wejście od Akacjowej

Wejście od Akacjowej.

Pozostałe dwa budynki usytuowane zostały prostopadle do tego pierwszego, wzdłuż ulic Fałata oraz Akacjowej i stanowiły swoje lustrzane odbicie. Oba trzykondygnacyjne, przykryte, podobnie jak budynek przy ulicy Rakowieckiej, płaskim dachem. Składały się z dwóch części: wielomieszkaniowej i przyległym do niej ciągiem czterech dwukondygnacyjnych segmentów położonych bliżej ulicy Wrzosowej. Takie usytuowanie domów pozwoliło na utworzenie wewnętrznego podwórza, a jego znaczne rozmiary gwarantowały odpowiednie doświetlenie wszystkich kondygnacji.

 

Podwórko – widok od strony Akacjowej, po lewej budynek Rakowiecka, po prawej Fałata.

Dodatkowo, na niewielkiej działce znajdującej się po drugiej stronie ul. Fałata, zrealizowane zostały kolejne dwa budynki czterokondygnacyjne (jeden usytuowany wzdłuż tej ulicy, drugi natomiast od strony ulicy Łowickiej), które od północy stykać się miały z domami spółdzielni „Odrodzenie” pracowników NIK. Wznoszenie wszystkich budynków Spółdzielni zakończono ok. 1930 r.

Choć ówczesna sytuacja gospodarcza Polski znacznie zahamowała ruch budowlany, wobec rosnącej liczby członków Spółdzielni oczekujących na nowe mieszkania Zarząd podjął decyzję o wznoszeniu kolejnych domów tzw. drugiej serii. Niezabudowany pozostawał teren po drugiej stronie ulicy Fałata rozpoczynający się na wysokości wylotu ulicy Wrzosowej, ograniczony od południa ulicą Narbutta a od wschodu ulicą Łowicką. Od strony północnej został już zabudowany przez dwa budynki Spółdzielni tzw. pierwszej serii. Zgodnie z koncepcją Stefanowicza miały zostać one przedłużone aż do ulicy Narbutta. Oba o wysokości czterech kondygnacjach i mocno wydłużonej formie, usytuowane zostały równolegle. Stanowiły swoje lustrzane odbicie, z elewacjami frontowymi, zwróconymi w stronę ulic Łowickiej (nr 51) i Fałata (nr 2). Architekt powtórzył charakterystyczne cechy wprowadzone w domach pierwszej serii, jak zastosowanie loggi balkonowych, otynkowanych na biało belek nadproży nad otworami okiennymi i drzwiowymi. I tu wszystkie elewacje obłożone zostały cegłą cementową.

Na wewnętrzne podwórze i dalej do klatek schodowych domów tej serii prowadziły trzy wejścia: jedno od strony ulicy Łowickiej, drugie od strony ulicy Fałata, trzecie natomiast przez bramę od ulicy Narbutta. Całość założenia ukończono w 1932 roku, zamykając podwórze od strony południowej, tj. od ulicy Narbutta wspartym na słupach dwukondygnacyjnym łącznikiem.

Widok od Narbutta

Podobnie, jak wewnątrz pierwszej serii domów, tak i tej drugiej, utworzone zostało wydłużone podwórze obsadzone doskonale skomponowaną zielenią, co chwalono ówcześnie tak ze względów higienicznych, jak i estetycznych. Nic więc dziwnego, że w wydanej w 1937 roku publikacji „Piękno Warszawy. Zieleń” znalazło się zdjęcie prezentujące bujną roślinność podwórza między ul. Fałata i ul. Łowicką.

Jak wspomniano, dla wygody mieszkańców Spółdzielni, część budynku przy ulicy Rakowieckiej, przeznaczono na sklepy, co miało szczególne znaczenie w pierwszych latach jej funkcjonowania. Bliżej ulicy Fałata ulokował się sklep spożywczy, natomiast od strony ulicy Akacjowej kawiarnia „Ustronie” połączona z barem oferującym także obiady. W tym samym budynku w suterenach urządzone zostały pralnie. Natomiast środkowa część kondygnacji parteru przeznaczona była na obszerną salę zebrań, doświetloną zarówno od strony ulicy Rakowieckiej, jak i podwórza wielkimi oknami. Przedpołudniami, podzielona na dwa niezależne pomieszczenia, wykorzystywana była przez prywatną szkołę powszechną działającą pod patronatem Spółdzielni. Po południu służyła mieszkańcom jako sala spotkań.

Lata 1939-1945 w dziejach Spółdzielni

Z początkiem wojny wielu mieszkańców Spółdzielni pospiesznie opuściło swe domy; część powołana została do wojska, inni ukrywali się z powodu wcześniejszego zaangażowania w działalność polityczną. Byli bowiem w pierwszej kolejności narażeni na aresztowania ze strony Niemców. Ci, którzy pozostać mogli, podejmowali działalność konspiracyjną, począwszy od organizowania tajnego nauczania, po współudział w akcjach zbrojnych AK. To właśnie w domy przy ul. Rakowieckiej 59a, w mieszkaniu Haliny Chądzyńskiej, żołnierza AK, gen. Stefan Grot-Rowecki odznaczył krzyżem Virtuti Militari dwóch cichociemnych por. Jana Piwnika („Ponury”) i por Jana Rogowskiego („Czarka”) za udaną akcję odbicia z wiezienia grupy żołnierzy AK.

Pomimo nasilających się aresztowań, zagrożenia rewizjami, starano się zachować pozory normalnego życia: spotykano się, wzajemnie niesiono sobie pomoc, organizowano koncerty, przede wszystkim w mieszkaniu pianistki Zofii Rabcewicz, wspólne modlono się przed ustawioną jesienią 1943 roku kamienną figurę Matki Bożej z Dzieciątkiem dłuta znanej rzeźbiarki Zofii Trzcińskiej-Kamińskiej.

Kapliczka

Angażowano się w pomoc Żydom. To właśnie w mieszkaniu w budynku przy ulicy Fałata 2, w pomieszczeniu niewielkiej służbówki, przez pewien czas ukrywał się pianista Henryk Szpilman.

Najtragiczniejsze wydarzenia rozpoczęły się wraz z wybuchem Powstania Warszawskiego. Ten obszar Mokotowa był wyjątkowo silnie obsadzony niemieckim wojskiem. Niemcy zajęli na koszary dla SS całą parzystą stronę Rakowieckiej od skrzyżowania z ulicą Puławską aż do gmachów SGGW, a więc tuż obok budynków Spółdzielni. Na niedalekim Polu Mokotowskim stacjonowała artyleria przeciwlotnicza, obsadzony wojskiem był nie tak odległy Fort Mokotowski. Niemcy zajęli także budynek Szkoły Technicznej im. Hipolita Wawelberga przy ul. Narbutta.

Z początkiem sierpnia, jak pisał ks. Felicjan Paluszkiewicz w książce Masakra w klasztorze, próby wyparcia Niemców z tamtego terenu zawiodły. Szturm na „Wawelberga” załamał się wskutek przeważającej siły wroga. Jedynie gmachy SGGW w pierwszym dniu Powstania przy stracie dowódcy por. „Bohusza-Felka” (Feliksa Dąbrowskiego) oraz kilkunastu powstańców, udało się zająć w śmiałym natarciu 3 kompanii, z pułku AK „Baszta”. Ponieważ nie było szans na utrzymanie zdobytego przyczółka otwierającego drogę do stanowisk artylerii przeciwlotniczej na Polu Mokotowskim, przed północą podpalono zabudowania i wycofano się.

W dniu 2 sierpnia 1944 r. Niemcy wtargnęli do położonego tuż obok domów Spółdzielni klasztoru Jezuitów przy ul Rakowieckiej i wymordowali, a następnie spalili ciała niemal wszystkich zakonników. Zastrzelili także kilka przypadkowych osób, które schroniły się w murach klasztornych. Zamordowany został wówczas dziesięcioletni Zbyszek Mikołajczyk, mieszkaniec domu Łowicka 51. W dniu 3 sierpnia Niemcy zdewastowali kaplicę i podpalili zakrystię. „Pamiętam, jak drugiego dnia powstania wiatr przywiał na podwórze od ulicy Łowickiej kartki mszałów, brewiarzy i szat liturgicznych. To Niemcy palili budynki zakonu Jezuitów”, wspomina Anna Wolińska, mieszkanka Spółdzielni. Ci, którzy cudem przeżyli masakrę i udało się im zbiec z klasztoru, trafili do lazaretu prof. Edwarda Lotha, założonego tuż po wybuchu Powstania w piwnicy budynku przy ul. Fałata 4. Inni ocaleni, którzy dotrzeć o własnych siłach do lazaretu nie mogli, pod nieobecność Niemców byli przenoszeni przez sanitariuszki. Jeden z rannych zakonników, ojciec Aleksander Kisiel, znalazł przytułek w piwnicy państwa Wolińskich przy ul Łowickiej 51. Zaraz potem Niemcy zaczęli wypędzać mieszkańców Spółdzielni, a ich domy podpalać. Brandkommando szło od strony ulicy Puławskiej w kierunku zachodnim. Najpierw Niemcy okradali mieszkania, potem, jak wspomina Anna Wolińska „zrzucali na środek pokoju meble, wybijali szyby i stos podpalali. Wychodziliśmy z domów w istnych pochodniach”. Ci, którym udało się w porę uciec do podwarszawskich miejscowości, mogli mówić o dużym szczęściu. Za nimi pozostały wypalone domy Spółdzielni.


Lata powojennej odbudowy – reaktywowanie Spółdzielni

Fałata

Wojna, a właściwie intensywna działalność niemieckiego Brandkommando, spowodowała znaczne straty. Choć domy Spółdzielni wciąż stały, wnętrza mieszkań zostały wypalone, a elewacja z szarej cegły w wielu miejscach uszkodzona przez ostrzał karabinowy. Najbardziej zniszczony był budynek przy Rakowieckiej, położony najbliżej gmachu SGGW i najsilniej atakowany przez oddziały niemieckie, natomiast budynek od ulicy Łowickiej, poza wypalonymi mieszkaniami, miał mocno zniszczony dach. Odbudowa trwała praktycznie do roku 1948, a kiedy się zakończyła teren Spółdzielni oraz wszystkie budynki przejął Skarb Państwa i dopiero po kilku latach usilnych zabiegów dawnych spółdzielców przekazano je w wieczyste użytkowanie nowo powstałej Pracowniczej Spółdzielni Budowlano-Mieszkaniowej „Szare Domy” , funkcjonującej do dnia dzisiejszego, jako Spółdzielnia Mieszkaniowa „Szare Domy”. Podobnie, jak i innych warszawskich spółdzielni, tak i tej nie ominął tzw. kwaterunek i późniejsza wieloletnia walka dawnych właścicieli o odzyskanie mieszkań.

W roku 1992 zespół budynków Spółdzielni wpisany został do rejestru zabytków. Pomimo upływu lat nie stracił nic ze swej wartości. Doskonale położony w samym sercu zielonego, Starego Mokotowa niezmiennie jest celem wycieczek studentów architektury. Wszedł bowiem do kanonu warszawskiej architektury mieszkaniowej dwudziestolecia międzywojennego, jako czołowy przykład architektury funkcjonalnej w jej holenderskiej odmianie.

 

 

 

 


Zapraszamy po więcej na stronę Pani Marty Surowiec ->